Pobyt Tolerowany
RECENZJE:
Pobyt Tolerowany: INFO | RECENZJE | GALERIA ZDJĘĆ | MATERIAŁY DO POBRANIA
RECENZJE:
Doświadczenie, jakie było moim udziałem w trakcie akcji teatru Kana i teatru Szwalnia "Pobyt tolerowany", na dobre zapadło w pamięć. Więcej nawet. Teraz, po kilku miesiącach od tego wydarzenia, które było ważną lekcją pamięci i tolerancji, owo doświadczenie staje się jeszcze bardziej aktualne w świetle tego, co dzieje się u bram Europy i w jej obrębie. Mam na myśli kolejne fale uchodźców (a może, jak proponuje to pięknie profesor Jerzy Bralczyk - powinniśmy o tych ludziach mówić "przychodźcy"?), zwane przez media "ludzkim morzem".
"Pobyt tolerowany" uczy jednego, a mianowicie, że każdy człowiek to odrębna historia, pamięć, uwikłanie w szerszy kontekst oraz - może przede wszystkim - inni ludzi, wśród których zawsze musi żyć. Nauczyliśmy się tolerować jednostki, ale ciągle nie wiemy, co począć, kiedy tych jednostek jest więcej, kiedy tworzą oni "ludzkie morze" - nieszczęść, obaw, nadziei i pragnień. Europa nie potrafi sobie z tym poradzić, jako że przerasta nas SKALA problemu. Łatwo nam akceptować obcych, jeśli tylko "rozpływają" się wśród nas, stanowią kolorowy dodatek do naszego oswojonego orbis interior. Kiedy jest ich więcej, pokłady naszej tolerancji jakby idą w zapomnienie, a rodzi się lęk, ksenofobia i agresywna obrona "naszości".
"Pobyt tolerowany" uczy, że obcość wymaga intymności, bo tylko wówczas zbliżamy się do innego człowieka w sensie egzystencjalnym. Spróbujmy sobie wyobrazić taką intymność w odniesieniu do owego ludzkiego morza, w których przecież każdy człowiek to kropla, w której widać cały ocean.
"Pobyt tolerowany", autorska koncepcja Weroniki Fibich, należy do tych realizacji artystycznych, które łatwiej jest odebrać poprzez emocje, niż poddać analizie krytycznej. Znajdując się na pograniczu pozornie dwóch odmiennych od siebie porządków- publicznego i artystycznego- w efekcie przybiera postać kreatywnego przedstawienia problemu społecznego. Jest jego poetyckim przekładem na obraz, dźwięk, na koncept artystyczny. Wynikiem tego procesu jest możliwość spojrzenia na świat z perspektywy bohaterów sytuacji, czeczeńskiej rodziny, których więź z twórcami spektaklu zadecydowała o charakterze tego przedsięwzięcia.
Cechą inicjatyw interdyscyplinarnych bywa trudność ich zaszeregowania, klasyfikacji. Niewątpliwie, kategoryzacja pozwala na pewne uporządkowanie refleksji, a co za tym idzie, na ułatwienie odbioru. Z drugiej strony na trzymaniu się utartych, bezpiecznych ścieżek i poruszaniu się w obrębie ustalonych już definicji, zyskuje jedynie nasza niezachwiana, analityczna pewność siebie, co dotyczy zarówno krytyka, jak i tak zwanego widza nieprzygotowanego.
Źródeł interdyscyplinarnych projektów teatralnych poszukiwać należy w latach sześćdziesiątych, okresie szeregu rewolucji, obejmujących znaczne spektrum rzeczywistości - od obyczajowości po naukę i sztukę. W teatrze zauważalna stała się wówczas tendencja do rezygnacji z fikcji, do wykraczania poza tradycyjną wspólnotę widowiska i sięgania do rzeczywistości społecznej, która w efekcie poddawana została performizacji. Teatrolog Artur Duda mówi o zmianie proporcji iluzji w stosunku do realności, na korzyść tej drugiej. Przestrzeń sceniczna stała się otwarta, a aktor przeobraził się w świadka współdziałającego, animującego. Izabela Skórzyńska, badaczka inscenizacji pamięci, stosuje pojęcie "świadka zastępczego". W "Pobycie tolerowanym" aktorka prowadząca spotkanie i wcielająca się w rolę gospodarza, jednocześnie matki i ojca rodziny (Luizy i Adama), pozostaje w relacji z reprezentowaną przez siebie wspólnotą, użycza jej swojego ciała i głosu, "świadczy". Dzięki zawartemu między widzem a publicznością "paktowi o niekwestionowaniu świata przedstawionego", jak za Martą Steiner określa ową umowę Izabela Skórzyńska, widowisko staje się żywym rytuałem, podejmuje kwestie istotne i aktualne, posiada potencjał realnego wpływu na życie wspólnoty.
Wydaje się, że ten potencjał, obok ucieleśnienia wizji artystycznych twórców, stanowi cel projektów interdyscyplinarnych firmowanych przez Ośrodek Kana, by wymienić choćby "Recycling" (2009), interwencję miejską Weroniki Fibich, czy też "Margarete" (2010), spektakl multimedialny Janusza Turkowskiego. Ogromna popularność i niezwykle życzliwy odbiór tych trudnych do sklasyfikowania przedsięwzięć stanowią o atrakcyjności i aktualności tego typu "postteatralnych", "ponowoczesnych spektakli społecznych".
Prywatne mieszkanie w nieremontowanej kamienicy, zastępujące na potrzeby "Pobytu tolerowanego" lokal mieszkalny czeczeńskiej rodziny, sprawia wrażenie tymczasowości. Czujemy się zobligowani do przyjęcia zasad narzuconych przez reprezentującą gospodarzy aktorkę, do założenia cudzych kapci. Zostajemy postawieni przed koniecznością wyboru jednego z przygotowywanych dla nas do spożycia dań, a tym samym do podjęcia kolektywnej decyzji czyją- Luizy czy Adama- historię chcemy usłyszeć. Wkomponowani w niewielką przestrzeń wokół stołu jesteśmy poddawani rozmaitym impulsom wizualnym (program telewizyjny poświęcony Czeczenii) i dźwiękowym (audycja radiowa). Nie wiemy, kim są, sączący obok herbatę, pozostali uczestnicy spotkania, jaki mają bagaż doświadczeń i jakie nastawienie do poruszanego problemu.
Wyraźny zwrot akcji następuje w momencie, kiedy wreszcie "udomowiona" przez nas przestrzeń zaczyna płynnie, fragment po fragmencie, zdradzać swoje tajemnice. Gospodyni otwierając kuchenne szafki, przestawiając krzesła, zmieniając ustawienie kanapy, odkrywa przed nami równoległą rzeczywistość mini instalacji składających się z fotografii, opakowań po żywności, sznurków, kształtów wyciętych ztektury. Umiejętnie układa i zestawia te drobne elementy w strumieniu światła pokojowych lampek, rozpoczynając niezwykłą grę cieni. Wyłania się uniwersum w mikroskali- budynki, samochody i linie wysokiego napięcia z siedzącymi na nich ptakami. Nie jest to jednak świat z folderów turystycznych i blogów podróżniczych- zarys ziejących pustką okien zrujnowanych kamienic i kontury czołgów na ulicach także są częścią opowieści Luizy i Adama, częścią chronologicznie najwcześniejszą. Na koniec pozostajemy z magnetyzującymi obrazami fantastycznej gry cieni. Ze światem, który pozornie, przy pomocy kilku niewymyślnych rekwizytów tak łatwo jest zbudować, lecz jeszcze łatwiej unicestwić.
"Pobyt tolerowany" porusza temat społecznie istotny. Na poziomie artystycznym jest świadectwem odwagi, talentu, determinacji i doświadczenia, a przede wszystkim niezwykłej wrażliwości jego twórców. Udało im się podołać także innemu wyzwaniu, mianowicie nie przekroczyć cienkiej granicy, która pojawia się w przypadku projektów inspirowanych sytuacją lub historią konkretnej osoby czy też grupy społecznej. Łatwo tu, bowiem o podwójne nadużycie- z jednej strony, wobec bohatera- źródła inspiracji, z drugiej, wobec widza, który automatycznie reaguje rezerwą i niechęcią na najmniejszą próbę szantażu emocjonalnego. Przykładów dyskusji dotyczących tego typu twórczości nie brakuje, wystarczy wspomnieć o kontrowersyjnych pracach Artura Żmijewskiego czy Santiago Sierry. "Pobyt tolerowany" balansuje na granicy, ale nie przekracza jej. Przedstawienie zachowuje siłę przekazu i dobry, choć gorzki, smak.
Spośród rozmaitych aspektów tej realizacji, najważniejsze jest jednak przesłanie. Jak wiadomo, tolerancja ma dwa oblicza: może oznaczać uwrażliwienie, empatię i szacunek wobec inności, lecz także pobłażanie, spolegliwość, wycofanie i unikanie odpowiedzialności. Projekt Weroniki Fibich przypomina, że są to dwie strony tej samej monety, obie obecne zarówno w postawie znacznej części społeczeństwa polskiego, jak i w zapisach rodzimego prawodawstwa. W towarzyszącej akcji audycji radiowej, szanowani obywatele w mało wybredny sposób wyrażają swoje negatywne opinie na temat uchodźców. Nie przestaje dziwić fakt, że w obliczu ogromnej fali polskiej emigracji zarobkowej, większość naszych rodaków nie zadaje sobie trudu głębszej refleksji na temat szeroko rozumianego zjawiska emigracji, jej powodów i skutków.
Amerykanka Jane Elliot, słynna od lat siedemdziesiątych ze swoich lekcji o dyskryminacji, uważa, że nikt nie rodzi się z uprzedzeniami. W kontrowersyjnych eksperymentach pokazuje jak niewiele potrzeba, by zadowolony z siebie, szanowany obywatel, przeistoczył się w pozbawione godności, zastraszone zwierzę. W pierwszych chwilach "Pobytu tolerowanego" otrzymujemy do wypełnienia krótką ankietę dotyczącą geograficzno- turystycznej wiedzy o Czeczenii napisaną cyrylicą. Niedopatrzenie, żart, prowokacja? Raczej trafienie w punkt, błyskotliwe i wysublimowane zaproszenie do przyjęcia zmiany perspektywy.
Zaczęło się spotkanie, a co za tym idzie i opowieść o tym, jak Ewa poznała Luizę, Adama i ich dzieci: Khedę, Abdula, Medinę, Aiszę, Elinę. Mówiła o tym, jak zafascynowała się ich światem, ich tradycjami, ich sposobem bycia ale i o tym, jak oburza ją sytuacja, w jakiej zostali postawieni, ich pobyt tolerowany - o projekcie "Pobyt tolerowany", organizowanym w Legnicy, Lublinie i Szczecinie, przez Teatr Kana i Teatr Szwalnia.
Długo zastanawiałam się jak nazwać to wydarzenie. Określenie "działanie performatywne" robi wrażenie wydumanego. "Działanie społeczno-teatralne" jest zbyt suche. Słowo "performans" brzmi zbyt obco. A "spektakl" w ogóle nie pasuje. Doszłam do wniosku, że "Pobyt tolerowany" to jakby wizyta u znajomych, to po prostu bycie w gościach. To spotkania, które stały się okazją, by snuć pewną opowieść o domu i jego utracie, o innych tradycjach, o różnym pojmowaniu gościnności, o tym, jak przyjmujemy osoby z innych kultur i o ich poczuciu wyobcowania.
Jednak żeby zacząć od początku wyjaśnijmy najpierw kto, kiedy, gdzie, skąd pomysł, no i wreszcie to, co najważniejsze, czyli u kogo wizyta i z kim spotkanie. Było to około połowy września. W Ośrodku Nowy Świat w Legnicy zagościła Weronika Fibich z Ośrodka Teatralnego Kana ze Szczecina i w ramach tej gościny zaprosiła w gości legniczan, przy pomocy koordynatorki Ośrodka Nowy Świat, Ani Babij.
Wszystko odbywało się na tak zwanym Nowym Świecie, jednej z nieformalnych dzielnic Legnicy. To wielokulturowa, dość specyficzna okolica wyróżniająca się na tle miasta niezwykłą swojskością i poczuciem wspólnoty. Stąd też temat związany ze "swoim" i "obcym", z byciem u siebie, i byciem w gościach bardzo wpasował się w to miejsce.
Inspiracją i podstawą całego działania była praca w Ośrodku dla Uchodźców w Łodzi, gdzie Weronika razem z Ewą Łukasiewicz (aktorką Teatru Szwalnia z Łodzi) poznawały realia życia w tym miejscu. Tam zaprzyjaźniły się z Luizą, Adamem i ich piątką dzieci. To rodzina z Czeczenii, która w ośrodku spędziła sporo czasu i wreszcie otrzymała zgodę na tak zwany pobyt tolerowany w Polsce. Stąd tytuł całości działań "Pobyt Tolerowany".
Projekt ten zakłada cykl różnorodnych działań, takich jak warsztaty, spotkania, wizyty i dyskusje. W ramach całej akcji odbyły się warsztaty teatralne dla młodzieży, gdzie Weronika poprzez kilka zadań aktorskich dała możliwość uczestnikom, by poczuli i zrozumieli jak to jest być kimś "obcym" w kontraście do bycia kimś "swoim". Razem z Patrycją Terciak z Teatru Szwalnia (zajmującą się głównie gromadzeniem materiałów, organizacją i promocją projektu) prowadziła też warsztaty kulinarne dla seniorów, podczas których wszyscy razem gotowali tradycyjne czeczeńskie dania z rodzinnych przepisów Luizy i Adama.
Zwieńczeniem całości, sięgającym do sedna sprawy była, jak to nazywała Weronika, "akcja", która dla mnie była wspomnianą "wizytą w gościach". Mógł w niej wziąć udział każdy, kto wcześniej umówił się na wyznaczoną godzinę. Wszystko działo się w prywatnym mieszkaniu w okolicy Nowego Świata, udostępnionego po przyjacielsku przez jednego z sąsiadów. Tam w drzwiach czekała Ewa, energiczna blondynka, która przywitała nas ciepło, z uśmiechem. Od samego początku tej wizyty nie mając wyboru wszyscy zamieniliśmy się w gości. Ewa zaproponowała każdemu z osobna założenie kapci na stopy, kazała się rozgościć, częstować herbatą, czeczeńskimi potrawami. Ciężko było jej odmówić. Jej gościnność dyktowała zasady gry.
Zaczęło się więc spotkanie, a co za tym idzie i opowieść o tym, jak Ewa poznała Luizę, Adama i ich dzieci: Khedę, Abdula, Medinę, Aiszę, Elinę. Mówiła o tym, jak zafascynowała się ich światem, ich tradycjami, ich sposobem bycia ale i o tym, jak oburza ją sytuacja, w jakiej zostali postawieni - ich pobyt tolerowany. Opowiadała to wszystko tak, jak się to opowiada znajomym - na zasadzie "co u mnie słychać", "co mi się ostatnio zdarzyło". Głośno zastanawiała się nad tym, jak los prowadzi swoją własną grę, w której ludzie są pionkami, kartami, które może rozkładać jak tylko zechce. A może to nie los? A może to po prostu silniejsze od nas procedury, irracjonalne prawo, ludzie, którym zdaje się, że mogą mieć władzę nad innymi? (jak choćby niektórzy pracownicy ośrodków dla uchodźców, wypowiadający się w zaaranżowanym przez Ewę radiu). Można się długo tak zastanawiać. Z czasem jej opowiadanie zaczął ilustrować (stolikowy) teatr cieni Pokój gościnny zamienił się w wielkie zrujnowane przez wojnę miasto. Wszystkie jego elementy były precyzyjnie dopracowane, czasem tak małe, że aż ciężko było je dostrzec. Czasem gubiły się w gąszczu innych.
Jak tam stałam i patrzyłam na te cienie zniszczonego miasta w pokoju gościnnym, zastanawiałam się nad tym, w jak niebywały, minimalistyczny sposób można nakłonić ludzi do empatii, po prostu zaprosić ich w gości. Przecież to tylko kilka niewielkich zabiegów. Jak w delikatny sposób można pokazać różnice kulturowe. Ewa wspominała, że w Czeczenii nie zaprasza się gości. Oni zawsze mogą przyjść, zawsze są oczekiwani i mile widziani. A u nas?
Pobyt Tolerowany: INFO | RECENZJE | GALERIA ZDJĘĆ | MATERIAŁY DO POBRANIA