Warsztaty z Teatrem Provisorium były dla mnie doskonałą okazją do powrotu do Szczecina. Wyjeżdżając na studia na drugi koniec Polski nastawiona byłam na przyszłe wyzwania i średnio zwracałam uwagę na przeszłość w rodzinnym mieście. Warsztaty w Kanie były dla mnie świetnym pretekstem do przyjazdu w ukochane strony w zabieganym czasie.
Te kilka dni były dla mnie wejściem w zupełnie nową rzeczywistość. Oderwana od rutynowego biegania między uczelnią a innymi punktami docelowymi miałam czas, żeby usiąść i porozmawiać. A było o czym, bo związki teatru z literaturą to temat do długich, długich dyskusji. Znaleźliśmy się na kameralnej scenie, w małym (elitarnym wręcz! J) towarzystwie i pozwalaliśmy sobie na totalnie abstrakcyjne wywody i robienie dziwnych rzeczy na scenie. Uwolnienie wyobraźni, nic więcej się w sumie nie liczyło. Było więc po co wstawać wcześnie rano z łóżka i było też po co wracać wieczorami do tego samego miejsca. Oglądanie filmów i kolejne rozmowy nie pozwalały wyjść z tej nowej rzeczywistości aż do końca. Świetny i charyzmatyczny reżyser Provisorium - Janusz Opryński nie jest wprawdzie zwolennikiem warsztatów, ale jednak sprawdził się w roli prowadzącego. Z boku mogło to wyglądać dość dziwnie, gdy kilkanaście osób zamyka się w małej przestrzeni i przez cztery godziny rozmawia (bez przerwy!), ale nie było u nas ani krzty znudzenia. Swojska atmosfera sprawiła, że nikt nie bał się odzywać, nie było stresu, że powie się coś głupiego.
Nasza adoracja Janusza chyba była w pewien sposób odwzajemniona. Szczególnie wyraźnie mogliśmy to poczuć przy pożegnaniu. Świetnie zgrał się z nim końcowy spektakl "Ferdydurke" i późniejsze spotkanie, na którym można było bliżej poznać resztę zespołu Provisorium.
Karolina Łodygowska