Na spotkanie z Teatrem Provisorium czekałem najbardziej. Najbardziej i najdłużej, co w rezultacie dało niesamowity efekt. Jeszcze po warsztatach z Akademią Ruchu byłem przekonany, że jedyną drogą, którą chciałbym podążać zawodowo, a jeszcze bardziej życiowo, był teatr , do którego środkiem miała być edukacja w szkole teatralnej. Okazuje się jednak w pewnym momencie, że jest grudzień pół roku później, a ja jestem szczęśliwym studentem filozofii na UJ i mogę "wyciągnąć" z tego spotkania całkiem inne spostrzeżenia i wnioski, niż zakłada to odbiór stricte "teatralny".
Poprzednio moja uwaga była skupiona głównie na formie pracy danych teatrów, na ich sposobie tworzenia spektakli i docierania do widza, czy innych "technicznych" aspektach, które interesowały mnie powiedzmy - zawodowo. Warto było przecież porównać warsztat teatrów alternatywnych z tym co widzimy "na co dzień" we Współczesnym czy innym teatrze repertuarowym. Było tak przecież chociażby z Ósemkami. Byłem zafascynowany odkrywaniem własnego ciała, tym jak mogę je wykorzystać na scenie. Ważne było odkrycie, że nie potrafię go kontrolować i nie zastanawiam się nad nim (co powoduje np. niekontrolowane machanie rękami w najmniej odpowiednich momentach i zaciemnienie sensu i w ogóle odbioru przesyłanej przeze mnie informacji, co nie tyle przeszkadzało mi samemu, ale odbiorcom tych przesłań). Zresztą odkrycie to było tak przydatne na scenie, jak i w życiu codziennym.
Teraz nagle okazało się (co wcale nie jest przełomowym odkryciem, a jedynie moim nieco spóźnionym spostrzeżeniem), że można z tego wyciągnąć jeszcze garstkę więcej. Dotrzeć do sensu wszystkich stosowanych przez grupę teatralną form, technik. Zobaczyć nie tyle sposób i miejsce ich zastosowania, ale potrzebę z której użycie tej czy innej metody wynikło.
Mogę powiedzieć, że zgrałem się z warsztatami. Na wiosnę, gdy niesamowity zachwyt i entuzjazm wzbudzała we mnie myśl o przystąpieniu do egzaminów na PWST, idealną wręcz rzeczą było spotkanie z Ósemkami, które totalnie zrównało z ziemią mój przerysowany do granic zachwyt na punkcie możliwości mojego ciała. Teraz, gdy jak się okazuje nie jestem studentem szkoły aktorskiej, a filozofii, mam przyjemność spotkać się z Teatrem Provisorium, który jak mniemam jest tym najbardziej "intelektualnym" z teatrów alternatywnych na polskiej scenie.
Jestem zadowolony, że to właśnie teraz spotkałem ich na swojej drodze. Cenię sobie Dostojewskiego i lubię bardzo, gdy ktoś dokonuje wnikliwej analizy wielkich dzieł. Szczególnie, gdy robi się to w sposób tak szczególny - nie skupiając się tylko na powodującym nie lada zamęt tekście, ale próbując za jego pomocą odnaleźć, zbudować nową przestrzeń i to w dodatku wspólnymi siłami (z czym jak się okazało mięliśmy największy problem). Dlaczego twierdzę, że to właśnie teraz był idealny moment na spotkanie z Januszem Opryńskim? Filozofia pozwala lepiej i ciekawiej zrozumieć interpretacje wielkiej literatury. Oni wyszli z literaturą, ja z filozoficznym zachwytem i doznanie okazało się (dla mnie) nieziemskie. Szczególnie miło zrobiło mi się, gdy usłyszałem słowa pochwały(?) w ustach Janusza, który stwierdził, że mam talent komediowy i czego bym na scenie nie zrobił, będę wzbudzał (u)śmiech.
Jest jeszcze jeden aspekt wszystkich tych spotkań, który gdzieś w toku tych luźnych rozmyślań zagubiłem, czy też ukryłem, choć nie celowo. Mój udział w tym projekcie bardzo pomógł mi podjąć decyzję o nieprzystępowaniu do egzaminów. Jednym z głównych powodów, dla których zrezygnowałem z podjęcia się tego wyzwania, był prosty, choć jakże tak naprawdę złożony problem pracy w zespole.
Stanąłem przed faktem, że teatr, który chcę tworzyć, w którym chcę tworzyć to przede wszystkim zespół ludzi. Nie div i gwiazd rodem z Broadwayu, lecz szanujących się i zwracających uwagę na swoją wzajemną "ludzkość" jednostek. Teatr to nie tylko interakcja z widownią. Dramat rozgrywa się na samej scenie i to nie w tym najprostszym znaczeniu. Aktor nie jest przecież tylko graną przez siebie postacią, nie oderwie się ot tak od swojej własnej "Janokowalskości". Jest rzeczą wielką stanąć na scenie obok drugiego człowieka i RAZEM z nim ukazać temu trzeciemu dramat. Człowieka w pełnej jego krasie, tragedii i nagości. A to właśnie robią Ósemki, Provisorium. Zespół niezmienny od wielu lat, ludzi dziś już w wieku poważnie średnim. Wychodzą na scenę i muszą patrzeć na swoje gęby po raz kolejny, po raz kolejny . i zawsze razem. Nie ma (wydawało mi się, dziś średnio jestem do tego przekonany) miejsca na jednostkowe, indywidualne tworzenie. Nie ma miejsca, w którym można się schronić. A jeśli nawet oni takowe znajdują to dlatego, że to starzy przyjaciele i na wiele sobie pozwalają. Ba! Nie mają reżysera! W teatrze repertuarowym mogę o tym zapomnieć. Tego typu rozmyślania prowadziłem i bardzo znacząco wpłynęły na fakt, że jednak obrałem bardziej (mimo wszystko) indywidualny sposób pracy.
Marcin Dziubek