LAILONIA
RECENZJE:
LAILONIA: INFO | DATY PREZENTACJI | VIDEO | RECENZJE | GALERIA ZDJĘĆ | MATERIAŁY DO POBRANIA
RECENZJE:
"Jeżeli godzę się na to, że nie będę papieżem ani Gretą Garbo, jeżeli wiem, że nie jestem i nie mam być doskonały, jeżeli nie wymagam od siebie zbyt wiele, cieszę się drobiazgami, jestem pogodzony z drobnymi grzeszkami i jeżeli zgoda na takie życie mnie nie unieszczęśliwia, to wszystkim jest lepiej." To recepta na szczęście Leszka Kołakowskiego.
Motyw szczęścia pojawia się w "13 bajkach z królestwa Lailoni dla dużych i małych oraz inny bajkach" Kołakowskiego, które na scenę Teatru Kana postanowił przenieść Mateusz Przyłęcki (m.in. "Życie/Instrukcja obsługi"). Reżyser wspólnie z dramaturg Dorotą Semenowicz wybrali siedem bajek i rozbili je na siedem głosów.
Postacie z bajek Kołakowskiego boją się anonimowości. Robią wszystko, by zaznaczyć swoją obecność, zwrócić na siebie uwagę, wyróżnić się z tłumu, zaistnieć. Wierzą, że jeśli uda im się spełnić w tym dążeniu, poczują się wreszcie szczęśliwe.
Podobnie jest z aktorami, którzy wcielają się w mieszkańców Lailoni. Chęć zaistnienia na scenie staje się dla nich coraz silniejszą pokusą. Każdy chce mieć swoje "pięć minut", pragnie żeby jego występ był sukcesem. Każdy chce zostać zwycięzcą, nikt - przegranym.
Bohaterom bajek Kołakowskiego nie udaje się osiągnąć upragnionego szczęścia, najczęściej czują smak porażki. "Tu na ziemi nie ma sukcesu. Oczywiście są ludzie sławni. Jednak mimo wszystko bym utrzymywał, że wszyscy jesteśmy nieudacznikami" - pisze Kołakowski. Czy mamy zatem zaakceptować życie jako nieuchronną porażkę? Czy oznacza to, iż nie warto podejmować próby zawalczenia o własne szczęście?
Premiera spektaklu w najbliższą sobotę (g. 19) w Teatrze Kana.
"Szczęśliwi nieudacznicy"
Aneta Dolega
Kurier Szczeciński online
Link do źródła
02-09-2009
"Lailonia" w reż. Mateusza Przyłęckiego w Teatrze Kana w Szczecinie. Pisze Bogdan Twardochleb w Kurierze Szczecinskim.
Teatr Kana chyba na dobre zaczął pisać nowy rozdział swojego życia. Czas pokaże, na ile ocali w nim to, z czego powstał - spontaniczność i niekonwencjonalność sceny niezależnej. Od razu trzeba powiedzieć, że nowy spektakl, "Lailonia", podobał się publiczności.
Z "13 bajek z królestwa Lailonii dla dużych i małych", wczesnej książeczki Leszka Kołakowskiego, zawierającej sfabularyzowane przypowieści o paradoksach języka, filozofii i życia, dowcipnej, mądrej i dyskretnej, Mateusz Przyłęcki, autor adaptacji i reżyser, wybrał do realizacji sześć, dodając jeszcze późniejszą "Wojnę u lemurów" (Lemurię zmienił na Lailonię). Przetworzył je, można nawet powiedzieć, że w jakimś sensie napisał na nowo, utożsamiając ich bohaterów z konkretnymi ludźmi, w niektórych epizodach z aktorami Kany. Dzięki temu nie grają oni postaci fikcyjnych i umownych, lecz w pewnym sensie samych siebie, albo inaczej - sami stają się bohaterami przypowieści. Hubert Romanowski w jednym z fragmentów gra po prostu Huberta, a znakomita Karolina Sabat - Karolinę, uwielbiającą pop-corn, a nie dropsy, jak Kiwi, bohaterka Kołakowskiego. Wszyscy są więc współcześni i rzeczywiści, są spośród nas; gdy się zdenerwują - okazują złość i zdenerwowanie, słowami, które nie są z bajek Kołakowskiego, lecz z ulicy i to bardzo współczesnej. Oglądając więc historie z Lailonii, oglądamy powiastki o nas, naszych tarapatach, błędach, zacietrzewieniach, klęskach, nadziejach, głupocie. Bo wszyscy jesteśmy mieszkańcami Lailonii, w niej mamy swoje domy, niezależnie od tego, czy jest to na Pogodnie, czy w Pernambuco. Lailonia jest w nas - my w niej.
Tyle czy to przesłanie, podstawowe u Kołakowskiego i - jak należy mniemać - w scenariuszu Mateusza Przyłęckiego, jest też zawsze czytelne ze sceny? Aktorzy grają dobrze - znakomita w każdym niuansie gestu i ruchu jest np. Bibianna Chimiak, wyraziście (jako bóg Major, czy średni Lasilończyk) gra Dariusz Mikuła. Śmiech jest więc reakcją widowni, gdy śmiać się trzeba, ale przecież nie to jest dla Kołakowskiego najważniejsze, choć bardzo ważne.
Na "Lailonię" warto iść. To jest prawie półtorej godziny dobrego teatru, w dobrej reżyserii, dobrze skrojonym kostiumie (Wanda Kowalska), z dobrze wybraną muzyką (Anna Witczak, akordeon) i sprawnym aktorstwem, choć tu i tam przydałby się szlif. Warto pośmiać się w Kanie, ale warto też lekcję Lailonii, dla własnych potrzeb, przeżyć. Mogliby to również uczynić np. politycy. Jeden na sobotniej premierze był...
Na koniec: Mariusz Przyłęcki, reżyser "Lailonii", jest twórcą bardzo młodym. I bardzo obiecującym.
Jeszcze jedno: nowy spektakl (chodzi o koncepcję) to odejście Kany od niezależnego teatru offowego, z którym wciąż jest kojarzona. Jeśli teatr na dobre zaczyna nowy rozdział swego życia, będzie czemu się przyglądać.
"Wszyscy jesteśmy z Lailonii"
Bogdan Twardochleb
Kurier Szczeciński online
Link do źródła
07-09-2009
"Lailinia" w reż. Mateusza Przyłęckiego w Teatrze Kana w Szczecinie. Pisze Ewa Podgajna w Gazecie Wyborczej - Szczecin.
Inscenizacja bajek prof. Leszka Kołakowskiego pomyślana została jako zabawa teatralna. Im więcej w niej inteligentnego humoru i autoironii, tym na scenie mniej banalnie prostego teatru.
Po pracy nad niedokończonym przez Zygmunta Duczyńskiego "Geistem" aktorzy Kany wreszcie podjęli się przygotowania premiery z nowym reżyserem. Do współpracy zaprosili Mateusza Przyłęckiego, który zadebiutował niedawno w Szczecinie, zgrabnie i z humorem reżyserując "Życie / instrukcja obsługi" w Teatrze Współczesnym. Tam - na podstawie fragmentów autentycznych instrukcji obsługi, przepisów, regulaminów i poradników - próbował przyjrzeć się kondycji człowieka w świecie. Teraz w tym celu wziął na warsztat wybór z "13 bajek z królestwa Lailonii dla dużych i małych" zmarłego w lipcu prof. Leszka Kołakowskiego, jednego z najwybitniejszych polskich filozofów.
Nie wiadomo, gdzie leży Lailonia. To tylko pretekst, by z nieskrępowaną wyobraźnią, poczuciem humoru i szyderczo maskowanym pytaniem zastanowić się nad tym, kim jesteśmy i dokąd idziemy. Kiedy chowamy swoją twarz w drogich kuferkach, żeby się nie zniszczyła. Kiedy udajemy starszych panów, żeby móc dostać dobrze płatną posadę wyjmowacza kwiatów z wazonu w wielkim hotelu. Kiedy próbujemy chodzić w spodniach trzydziestometrowej długości, żeby zostać sławnym.
Inscenizacja "Lailonii" pomyślana została jako zabawa teatrem w teatr, która dzieje się na naszych oczach. Na pustej scenie postaci w czarnych kostiumach: miną, gestem, za pomocą elementów garderoby i prostych rekwizytów tworzą inscenizacje kolejnych opowieści.
Jest w tym trochę powrotu do zabawy z dzieciństwa w teatr na podwórku, jest trochę kabaretu. Im więcej w ich interpretacji inteligentnego dowcipu i autoironii (np. kiedy Waldemar Nicek w roli pięknego młodzieńca chowa twarz, żeby się mu nie zniszczyła, do kuferka z napisem "Oriflame", albo Dariusz Mikuła, dyrektor Kany, w roli boga Majora), a w aktorach świeżości i spontaniczności, tym na scenie mniej banalnie prostego teatru. Finalizująca spektakl baśń o wojnie w Lailonii, gdzie ubrani w krasnoludkowo-rewolucyjne czapki duzi Lailończycy walczą z małymi na proce i łopatki, to dowcipna perełka. Kana gra "Lailonię" prawdziwie zespołowo. Przez cały spektakl aktorzy nie pozwalają nam też zapomnieć, że jesteśmy w teatrze. Czasami dochodzą nas ich zakulisowe komentarze do roli. Ogłaszają przerwę, podczas której kłócą się i kpią z siebie z imienia. "Lailonia" to też kosmos Kany.
A widz przez cały spektakl nabiera przekonania, że choć ułomny człowiek/aktor tworzy ułomny świat, to jednak jest to cudowny świat, w którym warto być. W finale rozbrzmiewa nam wiec słodko Armstrongowskie "What a Wonderful World", a aktorzy siadają, gotowi grać od nowa.
""Lailonia" dla dużych dzieci w Kanie"
Ewa Podgajna
Gazeta Wyborcza - Szczecin nr 209 online
Link do źródła
07-09-2009
"Lailonia" w reż. Mateusza Przyłęckiego w Teatrze Kana w Szczecinie. Pisze Agata Pasek w Portalu Regionalnym Stetinum.pl.
Humor, autoironia, ekspresja i przeładowanie emocjami - to pierwsze wrażenia po wczorajszej premierze spektaklu "Lailonia" w Teatrze Kana. Już dziś o godzinie 20.00 drugie wystawienie.
W pierwszych scenach poznajemy Boga - Majora, który zachowując śmiertelną powagę wykłada swoje "ustawy". Na twarzy ma sztuczną, białą brodę, za nim siedzi rząd znudzonych Lailończyków. Świat zaczyna się zmieniać, dochodzi do buntu w niebie. Zawitaliśmy do królestwa Lailonii, którego mieszkańcy za wszelką cenę starają się zwrócić na siebie naszą uwagę: rozśmieszają nas, bawią się z nami, nie boją się mówić prawdy. Bo w królestwie Lalilonii chodzi tylko o to, żeby zaistnieć, żeby nie być anonimowym, zdobyć sławę "najwspanialszego człowieka na świecie".
Jest to świat przerysowany, do którego boimy się zajrzeć obawiając się, że możemy tam spotkać samych siebie. Aktorzy śmieją się z siebie, my śmiejemy się z nich a tak naprawdę to wyśmiewani jesteśmy wszyscy - postmodernistyczne społeczeństwo, które zatraciło wszelkie wartości. Leszek Kołakowski, autor dzieła "13 bajek z królestwa Lailonii dla dużych i małych oraz inne bajki", tak pisze w swoim dziele - Tu na ziemi nie ma sukcesu. Oczywiście są ludzie sławni. Jednak mimo wszystko bym utrzymywał, że wszyscy jesteśmy nieudacznikami. Jeżeli godzę się na to, że nie będę papieżem, ani Gretą Garbo, jeżeli wiem, że nie jestem i nie mam być doskonały, jeżeli nie wymagam od siebie zbyt wiele, cieszę się drobiazgami, jestem pogodzony z drobnymi grzeszkami i jeżeli zgoda na takie życie mnie nie unieszczęśliwia, to wszystkim jest lepiej. Aktorzy zaczynają utożsamiać się ze swoimi postaciami, muszą walczyć o miejsc na scenie, walczyć o naszą uwagę. Komiczne i momentami irracjonalne sytuacje zaczynają być coraz bardziej prawdziwe, odnoszą się do naszego świata. Mimo, że Lailonia jest królestwem z bajki a jej mieszkańcy pozornie powinni żyć długo i szczęśliwie, to jednak wszelkie ich działania kończą się porażką. Bohaterowie poszukują sensu, sprzeciwiają się panującemu porządkowi, choć tak naprawdę nie potrafią sobie poradzić z nadmiarem wolności.
Mateusz Przyłęcki, reżyser "Lailonii", dał się już wcześniej poznać szczecińskiej publiczności, przy okazji reżyserowania spektaklu "Życie/instrukcja obsługi" w Teatrze Współczesnym. Tym razem wybiera kameralną scenę, siedmiu aktorów i siedem bajek. Każda z nich opowiedziana jest innym głosem, ale opowieści są do siebie bardzo podobne.
Kołakowski uczy nas dystansu do samych siebie. Jeśli ktoś go nie ma, to nie ma czego szukać na spektaklu "Lailonia" Teatru Kana.
"Witajcie w królestwie Lailonii"
Agata Pasek
Portal Regionalny Stetinum.pl
Link do źródła
07-09-2009
LAILONIA: INFO | DATY PREZENTACJI | VIDEO | RECENZJE | GALERIA ZDJĘĆ | MATERIAŁY DO POBRANIA