13. Festiwal - SPOIWA KULTURY
4. - 8. LIPCA 2012
4. - 8. LIPCA 2012
Kopalnię Niwka-Modrzejów zamknięto. Fabryka Maszyn Górniczych nie istnieje. Mur Fabryki zburzono. Przystanek wygląda inaczej. [Ryszard Grzyb: Jedna Góra Trzy Sny (Historia uspokajającego się ego)]
Każdy nosi w pamięci takie przestrzenie. Miejsca kiedyś tak bardzo swoje, że ich struktura wydawała się nienaruszalna i oczywista. Budynki, które były tam "od zawsze". Rytm, który często wręcz irytował tym swoim niezmiennym, upartym trwaniem.
Proces ten dzieje się prawie niedostrzegalnie. Codzienne, drobne ingerencje. Zapomniane decyzje. Przytłoczenie nowym rytmem, oddanie pola. Wyobcowanie. Brak przestrzeni wspólnej. Nagle ten własny, znany, będący oparciem świat - już nie swój. Jak za szybą autobusu - wszystko nagle przyspiesza, nawet wzrok nie nadąża za zmieniającym się krajobrazem, a inni jadą szybciej. I przystanek wygląda inaczej...
Szczecin w ostatnim czasie otrząsa się z przyzwyczajeń, zrzuca skórę. Nowocześnieje, rugując z pamięci mieszkańców przestrzenie wstydliwe, ambiwalentne, prowincjonalne. Pozbywa się tego, co było przez wiele lat jego symbolem, dostosowuje do "szybkiego tempa przemian". Tak bardzo szybkiego, że pamięć zaczyna nie nadążać. Ile już tych architektonicznych ikon poprzednich epok zamienionych zostało na symbole kolejnej? Lub stało się własnymi upiorami? "Odra", "Dana", "Arkona", "Neptun", "Pleciuga", "Kontrasty", "Bałtyk", "Colloseum", "Kosmos". Cała Łasztownia... Za chwilę "Maciuś"... My już w nowym rytmie, w nowoczesnych wnętrzach, prawie w innej epoce. Już przystosowani, jakby tak było od zawsze. I na zawsze miało tak pozostać.
Artyści, którzy pojawią się na tegorocznych Spoiwach Kultury zostali zaproszeni do dialogu z naszym miastem i własnymi "przestrzeniami pamięci". Do spojrzenia na napotkane tu miejsca i ludzi ze swojej perspektywy. Do zdefiniowania rozproszonych punktów kulminacji, znalezienia stycznych łączących naszą lokalność i nasz własny obraz samych siebie z wartościami, których oni poszukują w swojej sztuce. Większość z nich prowadzi te poszukiwania w sposób dość bezkompromisowy. Ich działania nie idą w kierunku entuzjastycznej akceptacji tego, co ich otacza. Oni pytają, prowokują, prowadzą eksperymenty na żywej materii miasta, dają impuls i obserwują skutki, których nie da się do końca przewidzieć. Dokonują mniej lub bardziej oczywistych ingerencji.
Czasem jest to swoista "archeologia pamięci". Odtwarzanie, w czarno-białych kliszach, dawnych znaczeń, na których fundamencie powstały niczego nieświadome nowe rzeczywistości. Alternatywny "korytarz wspomnień" wydarty sennej codzienności małego miasteczka. Sen o Gryfinie. Albo sen o Sosnowcu: zielona enklawa dla nowych "Nowych Dzikich" - podszyty radosną anarchią Park Młodych, w którym - pośród chlustów absurdu i kolorowej farby - odbywać się będzie malarsko-poetycki rytuał. Pod szyldem Niebieskiego Kota. Z pamięcią o Niebieskim Nosorożcu.
Czasem jest to zakłócenie percepcji zwykłego przechodnia - poprzez nieoczywistość zachowań, naddatek architektury wpisany w strukturę budynku, ruch na granicy widzialności, słyszenie muzyki, której nie ma. Kiedy indziej jeszcze zaproszenie na szalone herbaciane party, do ryzykownej gry w rosyjską ruletkę, lub na utrzymaną w nostalgiczno-rozrywkowej tonacji podwórkową zabawę taneczną.
I wreszcie, zadane na wiele sposobów pytanie o człowieka wpisanego w rzeczywistość postindustrialną: miotającego się w kontenerowej klatce i w niej próbującego na nowo skonstruować własne marzenia i sny, lub też odtwarzającego, wśród rozpadających się budynków dawnej rzeźni, odwieczny mit pasyjny - historię wojny, cierpienia, krwi i próby ocalania godności wobec tego, co ponad ludzką miarę...
Z drugiej strony - przywędruje do nas pieśń, muzyka i taniec. Sięganie dźwiękiem do korzeni różnych kultur. Spotkania z tymi, którzy próbują ocalać własną tożsamość. Uchodźcami z miejsc, które uznawali za ojczyznę i którzy - zmuszeni żyć gdzie indziej - zachowali pamięć.
Także z tymi, dla których używany od stuleci instrument, harmoniczny wielogłos, przekazany z ojca na syna układ ruchów - wszystko to stanowi dar, którym postanowili dzielić się z innymi i właśnie dzięki temu ów przekaz pozostaje ciągle żywy, otwarty na dialog, odważnie podejmujący i to, co współczesne, i to, co dawne.
Szukający tego, co wspólne. Choćby między tak pozornie odległymi wartościami jak średniowieczna, osadzona w kulturze chrześcijańskiej muzyka europejska i tradycje bliskowschodnie, jak surowa instrumentalistyka i multimedialne eksperymenty. Przekraczający bariery religijne przez wpisanie własnej tradycji w przestrzenie kościołów innej wiary.
Jest też wreszcie żywioł muzycznej anarchii. Rozpędzona przewrotnym alternatywnym brzmieniem biała lokomotywa. Pełen eklektycznych brzmień warszawsko-berliński Express.
Nieprzewidywalna w skutkach Babu Dance Mission.
Spróbujmy przez te kilka dni przyjrzeć się naszemu miastu i sobie samym. Skonfrontować w spotkaniu z tymi, którzy być może widzą je (i nas) inaczej.
Wytrąćmy się na chwilę z przyzwyczajeń, znajdźmy w sobie odwagę - jeśli nie do zmiany myślenia, to przynajmniej do dostrzeżenia wielości perspektyw. Spójrzmy na siebie z innego punktu widzenia. Dokonajmy wspólnie tej, niewielkiej nawet, ale chyba potrzebnej ingerencji. Być może to coś zmieni. W nas.